Fotografia biznesowa to nie sztywni ludzie w garniturach
Fun&Run Studio to grupa profesjonalistów-pasjonatów zajmująca się fotografią dla biznesu i korporacji. Od bieżącego roku należą do grona Partnerów Teatru Kamila Maćkowiaka – zarówno jako twórcy sesji zdjęciowej do kampanii Teatr Fajnych Łodzian, jak i sponsorzy Festiwalu Teatru Kameralnego. Jak twierdzi założyciel studia, Artur Rusek, „fotografia biznesowa to nie sztywni ludzie w garniturach. To charyzma, odwaga, pewność siebie, pasja i zaangażowanie”.
Jak łączysz pracę artysty z podejściem biznesowym?
Kwestie artystyczne to moje hobby – kiedy jestem w pracy, robię zdjęcia biznesowe, a artystycznie „wyżywam się” wtedy, kiedy wypoczywam. Pewne elementy można ze sobą łączyć tak, żeby te zdjęcia biznesowe, które robimy na co dzień, miały pewien wymiar artystyczny. Żeby miały w sobie „to coś” – coś niepowtarzalnego, co potem zostaje w człowieku. One muszą działać na tego, kto ogląda zdjęcia – im bardziej to rezonuje, im więcej jest tam artyzmu, tym większy ma to sens. Oczywiście nie można przegiąć w drugą stronę, ale da się wyczuć tę cienką granicę.
Co najbardziej inspiruje Cię w pracy fotografa biznesowego? Jak szukasz pomysłu na portret swojego klienta?
Zaskoczę cię – nawet przeczytana książka może być inspiracją do robienia zdjęć. Fotografia to także jest opowiadanie historii: historii pewnego człowieka, który staje przed obiektywem. Czytałem ostatnio książkę Mariusza Szczygła „Fakty muszą zatańczyć” – elementy reportażu na piśmie są dokładnie takie same, jak elementy reportażu w zdjęciach. Są reportaże, które silnie ze mną rezonują i sprawiają, że odczuwam potrzebę pokazania tego, co mnie otacza. Ponieważ moim sposobem wyrazu jest fotografia, szukam ujęć fotograficznych i tymi ujęciami chcę pokazywać otaczający mnie świat. Wcale nie trzeba jechać specjalnie daleko, żeby znaleźć coś ciekawego, wręcz przeciwnie – więcej ciekawych rzeczy znajdzie się na swoim podwórku, bo o tym podwórku wiemy dużo więcej.
Co możesz powiedzieć osobom, które boją się przyjść na sesję, ponieważ uważają, że są niefotogeniczne i mają problem z tym, żeby rozluźnić się przed obiektywem?
Często stosuję taki zabieg: kiedy ktoś mi o tym mówi, to zakładam się z nim, że jeśli po sesji nie wybierze sobie ani jednego zdjęcia, to sesję ma za darmo. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś wyszedł bez żadnych zdjęć. Nie ukrywajmy – nie fotografujemy się na co dzień na profesjonalnych sesjach. Ludzie, którzy do mnie przychodzą, nie mają doświadczenia, nie mają w tym pewności siebie. Warto sprawić, żeby osoba, która staje przed obiektywem, trochę tej pewności siebie nabrała. Choćby muzyka, która gra w tle podczas sesji, wyzwala dobre emocje. Często jest tak, że po pierwszych pięciu czy dziesięciu minutach sesji wszystko puszcza. Cała reszta to już kwestie dobrego światła, dobrego kadru – myślę, że nie ma czegoś takiego, jak niefotogeniczność i że jak się patrzy na moje zdjęcia, ciężko znaleźć na nich osobę, która by się sobie nie podobała lub wyglądała źle.
Jakie są twoje marzenia fotograficzne?
Chyba jedyne jest takie, żeby to mi się nigdy nie znudziło. Cały czas odkrywam nowe rzeczy, nowe osoby i nowe fascynujące historie związane z fotografią. Patrzę na swoje życie poprzez fotografię – ona jest dla mnie psychoanalitykiem, czasami koi negatywne emocje, a czasami pobudza i daje energię do pracy. Jest balansem, który trzyma mnie przy życiu i często kieruje mnie w nim we właściwą stronę – moim marzeniem jest to, żeby to się nigdy nie skończyło.
Rozmawiała Aleksandra Mysłek