fbpx

Inscenizacja to precyzyjna partytura (Teatralny kosmos reżysera i scenografa, „słuchającego okiem” Waldemara Zawodzińskiego)

Zawodowa aktywność reżysera i scenografa Waldemara Zawodzińskiego nade wszystko związana jest z łódzkim Teatrem Jaracza. Najpierw etat reżyserski, potem 23 lata artystycznej dyrekcji. W międzyczasie dyrektorska funkcja w łódzkim Teatrze Wielkim, a po dwóch latach przerwy, krótki powrót do „Jaracza” i niespodziewane („zaordynowane” przez władze marszałkowskie) rozstanie…

Realizatorskimi działaniami związany jest ze scenami dramatycznymi i muzycznymi w całej Polsce. Wzorem bohaterki „Śniadania u Tiffaniego” na biletach wizytowych powinien napisać: „Waldemar Zawodziński w podróży” (ostatnio Kraków, niebawem Łódź i Wrocław). Gdy wraca do Łodzi, jego scenicznym azylem jest Monopolis i zadania w Fundacji Kamila Maćkowiaka.

Jego znak firmowy ma większość tytułów będących w repertuarze. Jest reżyserem i scenografem „Niżyńskiego”, „Cudownej terapii”, „Wigilii”, „Śmierci i dziewczyny”, a „Totalnie szczęśliwych” oprawił plastycznie. Teraz przygotowuje tragikomedię J. Casanovy „Idiota” (październik), w której dramatycznego wyrazu nabiera wieloznaczna relacja między najbliższymi (grają Agnieszka Skrzypczak i Kamil Maćkowiak). W listopadzie będzie „Zombi”. Jak mówi, praca w Monopolis to powrót do młodzieńczych ideałów, do idei teatru, który nie jest tylko instytucją produkującą spektakle. Powtarza: – „to miejsce, w którym stykają się fantastyczni ludzie, to inna siła napędowa. Mnie praca tutaj po prostu raduje, zwłaszcza że pragnieniem i intencją jest tu budowanie teatru dla szerokiego kręgu odbiorców i tworzenie kontekstów do ważkich rozmów. To jest teatr mobilny, wyczulony na realia. I tak np. „Zombi” groteskowo, ostro i prześmiewczo opowie o Europie – poprzetrącanej, ale pysznej, zarozumiałej wobec zjawiska uchodźctwa” Szczególnym atutem dla realizatora jest też Monopolis jako miejsce. – „Niewiele jest budynków teatralnych – ocenia – gdzie teatralność tak głęboko wniknęła w klimat wnętrza i gdzie jest tak znakomita akustyka.

Waldemar Zawodziński w pierwszym „wcieleniu” był plastykiem („od dzieciństwa malowałem, rysowałem, robiłem makiety do różnych baśni”). Lata licealne to poznawanie łódzkich teatrów – w Wielkim po kilkanaście razy oglądanie tych samych oper, rozsmakowanie w tym, co prezentował Nowy Kazimierza Dejmka – „Mieszkałem w bursie szkół artystycznych – wspomina. – Całą grupą chodziliśmy na przedstawienia. Dramaty umieliśmy na pamięć i bywało, tak jak podczas legendarnej „Operetki” Gombrowicza, że „podrzucaliśmy” tekst aktorom”. Za licealnych czasów odkryciem był jeszcze krakowski Stary Teatr i realizacje Konrada Swinarskiego (m.in. „Dziady”, „Wyzwolenie”).

Do dyplomu łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych (1985) dodał dyplom ukończenia Wydziału Reżyserii PWST w Krakowie. W czasie studiów zadebiutował w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze realizując „Golema”, według własnego scenariusza. To jakby zapowiedź przestrzeni twórczej, w której o sile wyrazu decyduje kreacja a nie odtwarzanie. Moralne, wieczne dylematy, nieobliczalna ludzka natura, wieloznaczność pozornie prostych zdarzeń to dla Zawodzińskiego niewyczerpane obszary artystycznej penetracji. Dziś nie potrafi policzyć, ile to już dramaturgicznych realizacji ma na koncie, a pytany, które najważniejsze, zawsze odpowiada: „te, nad którymi właśnie pracuję”. Od lat jest pedagogiem w PWSFTviT i chętnie przygotowuje spektakle dyplomowe ze studentami Wydziału Aktorskiego – w minionym sezonie to „Cztery razy Hamlet”, rok wcześniej „Operetka”.

Zawsze z przekonaniem powtarza: „głęboko wierzę w treść, która kryje się w słowie tradycja”. Ta żywa, dająca moc i odwagę tworzenia. Teatr wciąż szukający nowego języka – komunikacji z szokująco i szalenie zmieniającym się światem – musi akcentować to, co ważne, często wchodząc w spór, inspirować do rozmowy, a czasem do walki.

Miłość do opery wzięła się stąd, że – jak mówi – nie chciał grać w orkiestrze dętej, a lekcje fortepianu u dobrego profesora były zbyt kosztowne. – „Słucham okiem. – podkreśla. – Muzyka zawsze mi towarzyszyła. Była moim marzeniem. Tak bardzo chciałem być dyrygentem. Na scenach operowych i musicalowych dobra współpraca z dyrygentem to dla mnie wielka satysfakcja, a budując zdarzenia, zawsze wychodzę od muzyki”.

Długa jest lista muzycznych tytułów, którym Zawodziński dodał blasku. Wśród realizacji operowych są m.in. „Opowieści Hoffmanna” we Wrocławiu, „Madame Butterfly” w Krakowie, musical „Człowiek z La Manchy” w łódzkim Teatrze Muzycznym. Jest autorem oprawy plastycznej wagnerowskiego „Ringu”. Realizował gigantyczne widowiska w plenerze i w halach – we Wrocławiu „Poławiaczy pereł”, „Holendra Tułacza”. Na wrocławskim 13 stadionie, dla 30 tysięcy widzów przygotował „Noc z Carmen”. Doskonale przyjęta została, specjalnie napisana dla łódzkiego Teatru Wielkiego, opera Rafała Janiaka „Człowiek z Manufaktury” wystawiona na Rynku Włókniarek w Manufakturze. Najnowsza realizacja to „Wanda” – prapremierowa opera Joanny Wnuk-Nazarowej z librettem według misterium Norwida przedstawiona na Dziedzińcu Arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu.

Waldemar Zawodziński ma na koncie długą listę nagród (w tym „Złote Maski”, Srebrny Medal „Gloria Artis”, a wśród państwowych odznaczeń dwa Złote Krzyże Zasługi). Pytany co decyduje o wyborach scenicznych tytułów, co stymuluje plany i rozwój mówi: „zmienność dziedzin. To nie konkretny spektakl mnie inspiruje. Po pracy nad operą czy musicalem rozkoszuję się pracą w dramacie. Jeden świat rozpala ciekawość, budzi apetyt na spełnienie się w innym, daje siłę. A w tym wszystkim muzyka. Każda inscenizacja to precyzyjna partytura. To także nowa przestrzeń do pracy z aktorami”.

DOŁĄCZ DO NASZEGO NEWSLETTERA