fbpx

Ja chcę miłości!

„Życiorys Klausa w połączeniu z ogromnym talentem, charyzmą i kunsztem, jaki ma Kamil, jest mieszanką nawet nie wybuchową – jest czymś znacznie więcej” – o monodramie „Klaus – obsesja miłości” opowiada Anna Bednarek, asystentka reżysera i wieloletnia pracownica Fundacji Kamila Maćkowiaka. 

Podobno monodram Kamila „Klaus – obsesja miłości” nie powstałby, gdyby nie twoje zaangażowanie w tę historię. To prawda?

Zawsze, gdy to słyszę, wprawia mnie to w zakłopotanie, ale sprawia także, że uśmiecham się od ucha do ucha. To cudowne, jeżeli twoja praca, w którą wkładasz całe serce, jest doceniana. Z mojej perspektywy starałam się po prostu nie przeszkadzać Kamilowi… Jak wszyscy dobrze wiedzą, Kamil jest perfekcjonistą w każdym calu, ma wizję i ogromne wyczucie projektu, którym w danym momencie się zajmuje. To, że mogłam obserwować go w procesie tworzenia, było niesamowite i bardzo inspirujące. Już sama propozycja współpracy nad tym tekstem była dla mnie ogromnym wyróżnieniem i szansą na rozwój. Ja przede wszystkim starałam się pilnować ułożonego wcześniej harmonogramu, tak, żebyśmy skończyli pracę nad „Klausem…” w wyznaczonym czasie, a uwierz mi – to nie było łatwe zadanie (śmiech). Pod tym względem zgadzam się – gdyby nie moja „upierdliwość” (choć może powinnam to ująć ładniej: „konsekwencja”) w pilnowaniu terminów, to ten monodram mógłby mieć swoją premierę dużo później. Jednak z perspektywy czasu mogę powiedzieć – dość samolubnie – że wcale by mnie nie zasmuciło, gdyby praca nad nim trwała dłużej. Zachwycało mnie każde, nawet najmniejsze, zadanie, od samego początku wiedziałam też, że uczestniczę w czymś niezwykłym. Choć pod wieloma względami to był bardzo wymagający projekt, wart jest każdej poświęconej minuty. 

Co więc tak bardzo zafascynowało Cię w biografii Klausa Kinskiego, że postanowiłaś walczyć o zrealizowanie tego projektu?

Złożyło się na to wiele czynników, ale najbardziej zafascynowała mnie wielowymiarowość i nieoczywistość samego Klausa Kinskiego: jego podejście do życia, zachowanie, które w ciągu kilku sekund potrafiło zmienić się od uwielbienia do nienawiści, od łagodności do wściekłości. Fascynujące jest także to, jak zachłannie podchodził do życia i jak skuteczny był w realizacji postawionych sobie celów. Zakamarki jego duszy były bardzo mroczne, potrafił bezwzględnie krzywdzić i niszczyć. Z drugiej strony był jednak człowiekiem bardzo poturbowanym przez los, naznaczonym swoimi traumami, które – na pierwszy rzut oka niewidoczne – potrafiły wylać się z niego w najmniej oczekiwanym momencie. Monodram Kamila opiera się na książce Ja chcę miłości, czyli autobiografii samego Klausa – to właśnie ją przeczytałam w pierwszej kolejności i to ona stała się dla mnie początkiem poszukiwań i zagłębiania się w życiorys Klausa Kinskiego. Skrajne uczucia, jakie odczuwałam podczas lektury – od współczucia, podziwu, przez pogardę i oburzenie – przekonały mnie o tym, że warto doprowadzić ten projekt do końca, tak, aby również nasi Widzowie mogli poznać te sprzeczności, które kłębiły się w Klausie. 

Jak wyglądała Wasza praca nad tworzeniem tego spektaklu?

„Klaus – obsesja miłości” to projekt, który swoje na półce odleżał, zatem w momencie rozpoczęcia pracy nie zaczynaliśmy od zera – mieliśmy już przygotowany materiał ze wstępnie wybranymi fragmentami. Pamiętam, że na jedno z pierwszych spotkań umówiliśmy się z Kamilem w kawiarni. Nie był to najlepszy pomysł, ponieważ miny ludzi ze stolików obok słyszących – często wulgarne – kwestie Kamila jako Klausa były, delikatnie mówiąc, zdziwione (śmiech). Warto zaznaczyć, że w trakcie pracy nad spektaklem nie opieraliśmy się tylko na wspomnianej przeze mnie książce – potraktowaliśmy temat bardzo wnikliwie, szukaliśmy i czytaliśmy dodatkowe materiały, oglądaliśmy filmy z Kinskim… Mój świat w dużej mierze kręcił się wówczas wokół Klausa. Później spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu już na naukę tekstu. To właśnie na tym etapie musiałam wykazać się kreatywnością w doprowadzaniu naszych spotkań do skutku, czasami uciekając się do wyłączenia komórki i stawiania się pod drzwiami Kamila o umówionej godzinie, aby przypadkiem nie odebrać wiadomości: „Ania, może jednak spotkamy się jutro?”. Nie zdarzało się to często, bo Kamil jest tytanem pracy, ale przy takim obłożeniu obowiązkami, które wówczas miał, byłam pełna podziwu, że wieczorami był jeszcze w stanie pracować nad tym spektaklem. Najbardziej intensywnym czasem i etapem, w którym miałam poczucie, że uczestniczę w czymś niewyobrażalnym i nieziemskim, był moment wejścia w próby, kiedy to Kamil układał sobie całą logikę poruszania się po scenie. Wtedy pojawił się kostium, lalka, makijaż… to wszystko, co wcześniej przez kilka miesięcy było tworzone przy stole w kuchni, ożyło i było doskonałe. Do tej pory, gdy o tym myślę, mam gęsią skórkę. 

Klaus Kinski nie jest postacią, która budzi sympatię widzów. Człowiek-tyran, seksoholik, bohater wielu – często odrażających – skandali. Jak sama wspomniałaś, zakamarki jego duszy były bardzo mroczne. Co twoim zdaniem sprawia, że ludzie chcą jednak oglądać tę historię na scenie?

Takie postaci, jak Klaus Kinski, są bardzo magnetyczne i charyzmatyczne. Łączą w sobie różnorodne cechy z takim natężeniem, że wielu z nas by tego nie wytrzymało. Budzą ciekawość, czasem strach lub pogardę, ale to jest właśnie najważniejsze – sprawiają, że nie możemy przejść wobec nich obojętni. Odruchowo odwracamy głowę i przyglądamy się im. Dlaczego? Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Może z ciekawości, może z chęci porównania się do nich – każdy z nas znajdzie dla siebie inny powód. Życiorys Klausa Kinskiego w połączeniu z ogromnym talentem, charyzmą i kunsztem, jaki ma Kamil, jest mieszanką nawet nie wybuchową – jest czymś znacznie więcej. To moim zdaniem sprawia, że ludzie chcą ten spektakl oglądać i wracać do niego, czasem nawet wielokrotnie. 

„Klaus – obsesja miłości” zostanie zaprezentowany jako jeden z pięciu tytułów podczas pierwszej edycji Festiwalu Teatru Kameralnego. Czego widzowie mogą się po nim spodziewać i co mogą wynieść z tego spotkania?

Zdecydowanie mogą spodziewać się potężnej dawki emocji. Jestem przekonana, że do każdego widza spektakl i rola Kamila dotrą inaczej, ale na pewno nie pozostawią go obojętnym. Przez dwie godziny widzowie będą z nami w tym szalonym świecie i będą mogli obserwować niezwykłą podróż po życiu Klausa Kinskiego, przez którą w perfekcyjny sposób poprowadzi ich Kamil. Nie nakieruje nikogo, jak ocenić życie i wybory Klausa, ale pokaże człowieka o wielu barwach, który na zawsze wpisał się w pamięć ludzi. Jestem przekonana, że jeszcze długo po zakończeniu spektaklu w rozmowach – a szczególnie głowach – naszych Widzów ta historia będzie obecna przez długi czas. A przecież taki jest właśnie sens teatru – obudzenie emocji, których czasem sami nie jesteśmy świadomi. 

Rozmawiała Aleksandra Mysłek

DOŁĄCZ DO NASZEGO NEWSLETTERA