Maria Seweryn
Maria Seweryn
Droga aktorska Marii Seweryn to budująca, imponująca praca nad osobnością. Mając tak popularnych i wyrazistych aktorów za rodziców grozi ścieżka wiecznych porównań. Tym bardziej, gdy debiutuje się jako czterolatka w filmie „Dyrygent” samego Andrzeja Wajdy, z silnymi rolami mamy – Krystyny Jandy i taty – Andrzeja Seweryna. A dorosły debiut – wyróżniony Nagrodą im. Zbigniewa Cybulskiego – to ekranowy romans z „wujkiem”, Danielem Olbrychskim, w filmie Radosława Piwowarskiego „Kolejność uczuć”. A był jeszcze przecież bardzo udany, ubrany w liczne konteksty występ rodzinny z Krystyną Jandą w „Matce mojej matki” Roberta Glińskiego. Dużo związków z aktorskim domem, jak na początek kariery.
Największą okazję do zaznaczenia swojej odrębności, a i odważniejszych wyborów aktorskich dał więc Marii Seweryn u początku zawodowej pracy teatr. Z jednej strony był to Rosencrantz w „Hamlecie” Williama Szekspira w inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego, a z drugiej współczesne sztuki o młodych ludziach „kopiących” się z rzeczywistością podarowaną im przez dorosłych, z drastycznymi, jak na przełom XX i XXI wieku, kreacjami – „Shopping & Fucking” Marka Ravenhilla w reżyserii Pawła Łysaka, czy „Polaroidy” tego samego autora wystawione przez Annę Augustynowicz. W polskim teatrze były to wówczas przykłady autentycznie świeżej dramaturgii i niezwykle dotykającego grania. Podobnie mocne role zobaczyliśmy w uderzającym w mieszczański tryb życia „Ogniu w głowie” Mariusa von Mayerburga (reż. Paweł Łysak) oraz „Miss HIV” Macieja Kowalewskiego (i w jego reżyserii) – spektaklu zainspirowanym prawdziwym wydarzeniem: wyborami najpiękniejszej dziewczyny z wirusem HIV. Maria Seweryn zaskakiwała, z przekonaniem pokazywała złożoność i niejednoznaczność swoich postaci, a jednocześnie śmiało igrała z przyzwyczajeniami widza. Pomagały młodość, otwartość, ale i zapewne silniejsze niż u wielu innych początkujących aktorów pragnienie wykreowania bardzo osobistej, zarazem bliskiej własnemu pokoleniu formy artystycznej wypowiedzi.
Gotowość, zrozumienie i nabycie umiejętności przekraczania granic mogły w konsekwencji doprowadzić do wejścia w bardziej klasyczne oraz – w dobrym tego słowa znaczeniu – mieszczańskie „koleiny” aktorskiej drogi. Maria Seweryn mogła już jako samodzielna, niezależna artystka grać znakomicie główne role w klasyce dramatu, jak w „Pannie Julii” Augusta Strindberga w reżyserii Piotra Łazarkiewicza, występować z powodzeniem w Teatrze Polonia Krystyny Jandy, w reżyserowanych przez mamę „Kobietach w sytuacji krytycznej” Joanny-Murray Smith czy „Bogu” Woody’ego Allena lub tatę – „Dowodzie” Davida Auburna, zrealizować na scenie „Polonii” własny reżyserski debiut „Zaświaty czyli czy pies ma duszę?” Jerzego Andrzeja Masłowskiego, ba – wyreżyserować zrealizowaną wspólnie z Krystyną Jandą komedię „Związek otwarty” Daria Fo i Franki Rame, by w końcu objąć stanowisko dyrektora Och-Teatru w Warszawie – kolejnej sceny założonej przez Fundację Krystyny Jandy na Rzecz Kultury.
Dziś Maria Seweryn ma obfity dorobek ról w różnych teatrach, także Teatrze Telewizji, gra swobodnie w klasyce (np. „Tartuffe, czyli obłudnik” Moliera, w reż. Andrzeja Seweryna, czy „Czarodziejska góra” Tomasza Manna, w reż. Wojciecha Malajkata), zaangażowanych dramatach współczesnych (choćby „Lament na Placu Konstytucji” Krzysztofa Bizio) lub farsach („Mayday” Raya Cooneya, reż. Krystyna Janda). Jest cenioną aktorką filmową, powiększa systematycznie swoje dokonania reżyserskie (wśród nich nagradzany monodram „Ślad” według tekstu Marty Dzido w wykonaniu Agnieszki Michalskiej). Teraz możemy zobaczyć Marię Seweryn w duecie z Kamilem Maćkowiakiem. Aktorka tak ciekawa (i tym razem nie jest to słowo-wytrych, mające ukryć niedookreśloność) gwarantuje nie tylko pięćdziesiąt słów różnorodnych emocji i niebagatelnej wagi.
Dariusz Pawłowski